Rozdział 4
-Co? Przecież ja nigdy…
-Kochanie, nie denerwuj się. Jak mówiłam, sen może
mieć i inne znaczenie. Jednak to najbardziej dawało mi o sobie znać. Wiesz, nie
TY musisz tę wojnę rozpętać, lecz wydaje mi się, iż do choć jeden bitwy
dojdzie.
-Nie musi, postaram się temu jakoś zaradzić, ja
nie mogę…- W tej chwili przypomnieli mi się moi rodzice. To jak mnie kochali,
jaką miłością darzyli wszystko co ich otaczało. I tak to co robię już by im się
nie podobało. Kieruje mną zemsta, oraz moje zdolności. Przy nich… przy nich
nigdy bym ich nie odkryła. Przy nich… nie byłabym tym kim jestem. A jednak..
Miranda zmierzwiła ręką swoje miedziane krótkie włosy
i spojrzała na mnie przenikliwe brązowymi oczyma.
-Wiem, że to dla Ciebie trudne. Wiem, że nie
podoba ci się to co może się wydarzyć. Alę nie bądźmy głupie. Obydwie dobrze
wiemy, iż nasze działania prędzej czy później doprowadziłyby do wojny. Nie
możemy bezkarnie zabijać wszystkich istot które wkraczają w NASZ świat.
-Owszem możemy a nawet musimy !- Wiedziałam do
czego prowadzi ta rozmowa, ale nie potrafiłam przestać. Miranda spokojnie
siedziała w swoim bujanym krześle. Zawsze była taka opanowana. Ja natomiast
lubię być wybuchowa, cóż taka po prostu jestem. Jednak jest ona moją
przyjaciółką i wiem że chce dla mnie jak najlepiej, muszę choć wysłuchać tego co
ma do powiedzenia. Milknę i patrzę na nią. Daję jej do zrozumienia, że może
mówić dalej.
- Musimy to robić. Wiem –zamyka na chwilę oczy-
musimy chronić przed nimi innych. Jednakże oni uważają się za lepszych od nas i
myślą, że IM wolno. Kiedyś ich cierpliwość się skończy, a wtedy może dojść do
wojny. Powinnaś się cieszyć ze swojego snu kochana. On daje nadzieję na wygraną,
według niego to my będziemy silniejsi.
-Dziękuję ja… Naprawdę dziękuję.- Czasami
potrzebuję by ktoś przemówił mi do rozsądku. Tą osobą najczęściej jest Miranda.
Jesteśmy w tym samym wieku, dlatego tak dobrze siebie rozumiemy. Obydwie mamy
coś do załatwienia po TAMTEJ stronie i obydwie się nie poddamy. Dobrze jest
wiedzieć, że jest na świecie ktoś kto doskonale cie rozumie i zarazem jest w
stanie dla ciebie wszystko poświęcić.
- Słuchaj. Dziś Paure rozprawi się z tym duchem.
Czy chciałabyś to… zobaczyć ? Upewnić się, że nie spaprał roboty a po istnieniu
TEJ istoty nie zostało śladu?- Musiałam zmienić temat, a Miranda i tak powinna
wiedzieć o „przedstawieniu” jakie szykujemy. Oczywiście nie idziemy popatrzeć
na to jak na pokaz w cyrku. Musimy się upewnić, że mój pies dobrze wykonał
zadanie, a tym upierdliwym duchem nie mamy powodu się już martwić. Skrzywdził człowieka
więc my też nie będziemy mieć dla niego litości.
-Z wielką chęcią, zobaczę jak zło umiera-
uśmiechnęła się promiennie i pokazała swoje dołeczki. Uwielbiam patrzeć na jej
uśmiech. Zawsze jest taki promienny, taki prawdziwy. Moje uśmiechy często są
wymuszane. Rzadko się śmieję, nie lubię tego. Dlaczego ja mam być szczęśliwa
kiedy wiem, że nieopodal czai się ogromne zło? Staram się, okropnie się staram.
Jednak jak wszystkie starania nie zawsze wychodzi.
Miranda złapała mnie za rękę i razem poszłyśmy na „ucztę”
jak zwykłyśmy nazywać królewskie posiłki jakie są tu podawane.
_______________________________________________________
kochani, ogromnie przepraszam za długą nieobecność na blogu ;c Jednak jest to dla mnie naprawdę trudny okres ze względu na naukę.Udzielam się również w wolontariacie więc w weekendy też nie zawsze mam czas. ;c
Ponieważ siedzę teraz w domu chora znalazłam czas żeby coś napisać ;) a w ramach przeprosin dodam dziś jeszcze jeden rozdział,który mam już w połowie napisany ♥
Rozdziały nie będą dodawane częściej niż raz na dwa tygodnie ;c( może się zdażyć że nawet rzadziej za co ogromnie przepraszam ;c ) ale będę się mimo wszystko starała pisać :D
kiedy trafi mnie wena mam mnóstwo pomysłów a akurat dziś mnie napadła XD
miłego czytania kolejnego rozdziału i jeszcze raz przepraszam ;c
P.S. wybaczcie również, że rozdział taki krótki, ale jakoś nie potrafiłam napisać dłuższego ;c będę się starała jednakże nie rzadko mi to wychodzi ;c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz